1. grudnia

ADWENT LAUDEM GLORIAE

„Oto święty czas Adwentu. Wydaje mi się, że on jest w najbardziej szczególny sposób czasem dusz wewnętrznych, dusz, które bezustannie i poprzez wszystko żyją «ukryte z Jezusem Chrystusem w Bogu», w samym swoim centrum.” (List do księdza Chevignard, ok. 29. listopada 1905)

Introit z I Niedzieli Adwentu – Ad te levavi animam meam

View original post

Communio „Memento”

Pomnij na obietnicę daną słudze Twemu, Panie, w którą kazałeś mi wierzyć. Ona mnie pociesza w mojej nędzy. – śpiewa Communio za Psalmem 118. Przedziwny to utwór w tym dzisiejszym zestawie, bowiem – mimo krótkości – można od samego początku dostrzec jego pokrewieństwo z Introitem. Jakby słowo memento (pamiętaj) odwoływało się właśnie do tego, o co prosiła antyfona na wejście: by Pan postępował z nami zgodnie ze Swoim miłosierdziem.


Odwrotnie jak w Introicie – w Communio mamy na początku kadencję odwróconą (mi-fa), która otwiera perspektywę dalszego rozwoju muzycznej narracji: obietnica, to to, w co wierzymy. Jak dworzanin z dzisiejszej Ewangelii, któremu Jezus mówi: «Idź, syn twój żyje», a ten wierzy i biegnie, by dowiedzieć się, że to prawda (J 4:46-53). W tym jest złożona nasza nadzieja (spem dedisti), w tym jest nasza pewność, przypieczętowana właściwą kadencją półtonu, łagodnie, ale definitywnie opadającego na finalis mi

Tu – w niegasnącej nadziei – jest źródło naszej pociechy, mimo całej naszej nędzy, naszego uniżenia, tego, co sprawia, że jesteśmy pokorni – in humilitate – wszystko to jakby zamyka się w tej jednej frazie Communio. Wszak niskość, poniżenie, słabość, ale i pokora to humilitas – od humus czyli ziemia, ku której skłaniamy się upadając w nędzy. Pokora, którą w tonie pewności, krążąc wokół sol, zdawał się wyśpiewywać Introit, a Communio jakby subtelnie nawiązywało do tego w drugiej połowie śpiewu, mówiąc o pocieszeniu. Całe zresztą – mimo tajemniczości IV tonu – łagodnie falujące, rytmicznie unoszące się, niesione regularnymi akcentami trójkowych grup, zwłaszcza w pierwszej części, jakby równymi krokami dokądś zdążało.


Drobnostka – ostatnia fraza dzisiejszego Communio (in humilitate), powtarza w transpozycji końcowy odcinek Communio z poprzedniej Niedzieli (justificationes). Tam śpiewało o tym, by prowadzić swe kroki na drogi Bożych przykazań, tu śpiewa o nadziei w nędzy i uniżeniu, w pokornym spojrzeniu ku Stwórcy, który może wszystko w Swym niezmierzonym miłosierdziu. W kontekście psalmowego wersetu Introitu, początkowych słów pięknego Psalmu 118 (Błogosławieni nieskalani w drodze, którzy chodzą w Prawie Pańskim), jakby wszystko ma tu swoją ciągłość. Nawet jeśli pośród usilnego starania, by chodzić drogami Bożymi i strzec Jego Prawa, upadam, grzeszę i Pan słusznie mnie karci, dopuszczając wszystko zgodnie ze sprawiedliwym sądem, to w tej nędzy i poniżeniu cały czas mogę mieć nadzieję w Jego miłosierdziu. Haec me consolata est – tu właśnie jest moje pocieszenie. Mogę więc, jak Communio z poprzedniej i tej Niedzieli, równym krokiem iść naprzód, w górę, ku utęsknionemu Syjonowi z Offertorium Super flumina Babylonis, ufając, że Pan dotrzyma słowa. I postąpi ze mną według Swojego wielkiego miłosierdzia.

Introit „Omnia”

Wznosząca się kwarta rozpoczynająca Introit XX Niedzieli po Zesłaniu Ducha Świętego zapowiada coś ważnego. Jakby śpiew tym szerokim gestem chciał objąć wszystko: Omnia – dosłownie wszystkoWszystko, coś na nas dopuścił, Panie, według sprawiedliwego wyroku nas spotkało – śpiewa dziś od rana Kościół słowami z Księgi Daniela. Melodia opada z góry na finalis III tonu, tonu mistycznego, tonu tajemnicy, w charakterystycznej półtonowej kadencji i wydaje się, że to koniec. Stało się. Gdy się rozejrzeć wokół, można z pewnością zapytać, czy to nie jest śpiew na właśnie nasze czasy. Bo przecież wszystko co się dzieje, nawet to, co po ludzku wydaje się nam trudne i niezrozumiałe, dzieje się z dopustu Bożego, z woli Boga, według sprawiedliwego wyroku

Bośmy zgrzeszyli przeciwko Tobie i przykazań Twoich nie strzegliśmy – śpiewa dalej introit. Melodia jest tu prosta i jasna, krążąc wokół sol zbliża się jakby do tonu VIII, zwanego perfectus, który ma w sobie pewien rodzaj pełni, otwarcia – może w tym wypadku pełni pokory, otwarcia na to, jak naprawdę jest, pokory, a więc stanięcia w prawdzie. Nie udawania, że to nie moja wina, że to inni, że to nie przeze mnie jest tak, jak jest. Zazwyczaj to nasza wina, a to, co nas spotyka jest sprawiedliwe. Bóg, który jest Miłością (1 J 4, 16), czyni wszystko z miłości, choć my nie zawsze potrafimy to zrozumieć, a przecież Pan tłumaczy nam przez Proroka Izajasza: myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami. (Iz 55, 8) 


Jednak gdy stanie się w tej właściwej perspektywie – nieuchronnie obarczonego winami stworzenia, które nie potrafi do końca zrozumieć swojej pozycji i tego, co je spotyka – stworzenia wobec Stwórcy, który działa kierując się doskonałym poznaniem naszego losu, naszego życia, nas samych, który działa powodowany jedynie czystą miłością, gdy zajmie się taką pokorną pozycję, można zawołać dalej z introitem, który wspaniale wznosi swoją prośbę: da gloriam nomini tuo – lecz zechciej wsławić Twe Imię, daj chwałę Imieniu Twemu. Fraza ta obejmuje aż oktawę skali, spadając z górnego re na sam dół, ku re pod finalis, które dotychczas jeszcze się nie pojawiło. Jakby śpiewający prosił, by Bóg wylał swą łaskę z nieba na ziemię, spojrzał z wysoka aż na niziny naszej nędzy.

I – jak kończy introit – postąp z nami według mnóstwa… Tu jakby narracja zatrzymuje się niespodziewanie. Wydaje się, że na słowie multitudinem (mnóstwa) melodia zakończy się jak wcześniej, w typowej kadencji, jednak następuje tzw. kadencja odwrócona, zamiast półtonu w dół, mamy półton w górę. Fraza trzyma nas w napięciu – czy ma kierować się Bóg postępując z nami? Sprawiedliwością? Gniewem? Ma patrzeć na nasze winy, potknięcia, grzechy? Szeroka fraza końcowa introitu wznosi się i opada, muskając niebo i osiadając miękko na finalis. Misericordiae tuae – kieruj się wobec nas miłosierdziem Twoim, Boże. Wielkim miłosierdziem. «Mów grzesznikom o miłosierdziu Moim» – mówi Pan do Św. Faustyny. I dał mi Pan wewnętrznie poznać – notuje Święta – całą przepaść swego miłosierdzia dla dusz, i poznałam, że to, com napisała, jest prawdziwą kroplą. (Dz. 1666) My więc za radą Psalmu 118 wyśpiewaną w wersecie starajmy się być immaculati in vianieskalani w drodze, chodzący w Prawie Pana, a Ty Panie, postąp z nami według tak wielkiego miłosierdzia Twego!

Introit „Terribilis”

Dziś liturgia w kościołach konsekrowanych z wyjątkiem katedr celebrowana jest z formularza na Rocznicę Poświęcenia Kościoła Własnego. Ten formularz to wspaniała Msza Terribilis.


Nazwa może niepokoić – Terribilis est locus iste, głosi Introit – straszliwe jest to miejsce. Melodia opada nisko, by zaraz wznieść się wysoko. Jak spojrzenie człowieka, który wchodzi do gotyckiego kościoła. Spogląda na posadzkę, na swoje stopy, powoli unosi wzrok, ogarniając przestrzeń przed sobą, dostrzega długą nawę zwieńczoną ołtarzem, zadziera głowę, widzi tęczę – na niej scenę ukrzyżowania, szuka miejsca, gdzie kończy się horyzont nad nim, jednak ponad głową Chrystusa górującego z krzyża nie może dostrzec zwieńczenia sklepienia. Porażony majestatem i ogromem świątyni opuszcza wzrok, by zobaczyć swoje miejsce, tu, na dole, na ziemi. Straszliwe jest to miejsce, straszliwe swoim majestatem, przerażające potęgą, bo to domus Dei et porta coeli – Dom Boży i brama niebios, jak śpiewa dalej Introit. 


Jednak pośród melodycznych splotów tonu II, zwanego tristis – smutny, w którym jednak łączy się na niewielkiej dźwiękowej przestrzeni to, co jest rzeczywistością miłości – gorące uczucie buzujące pod powierzchnią i pełna czci bojaźń, w tych meandrach dźwięków pojawia się końcowa fraza opadająca głęboko charakterystyczną figurą zahaczającą o miękką małą tercję na samym krańcu skali: et vocabitur aula Dei – i będzie nazwane mieszkaniem Boga. 


Mieszkanie Boga. Jaki piękny zwrot. Może trzeba tu przystanąć, zadumać się i zastanowić, jak wchodzimy do tego mieszkania, a jak do innych. Gdy kogoś odwiedzamy, od progu witamy się, uśmiechamy, czasem wyciągamy rękę, a gdy jesteśmy ze sobą naprawdę blisko – rzucamy się na szyję i całujemy z czułością. Zdejmujemy buty, odwieszamy kurtkę. Idziemy tam, gdzie nas gospodarz poprowadzi. Nie uciekamy gdzieś, nie zostawiamy go, ale przeciwnie, staramy się poświęcać temu, kogo odwiedzamy całą naszą uwagę, rozmawiamy, towarzyszymy, pomagamy, gdy trzeba. Jesteśmy dla niego.


A jak jest, gdy odwiedzamy Mieszkanie Boga? Czy nie wchodzimy od tak, bo przecież dzień dobry się nie mówi w stronę Tabernakulum, nie zdejmujemy butów, bo to by było dziwne, idziemy na swoje miejsce, siadamy, rozglądamy się szukając znajomych, zajmujemy się swoimi sprawami. Może coś tam odmówimy, może uklękniemy, posiedzimy. Ale czy jesteśmy dla Gospodarza tego Mieszkania? Czy naprawdę nic nie możemy zrobić wobec tej Milczącej Obecności Żywego Boga?


Bł. Eugeniusz Maria od Dzieciątka Jezus napisał, że dziecko może okazać miłość Bogu, posyłając buziaka w stronę tabernakulum. A gdyby tak każde nasze przyklęknięcie przed miejscem, gdzie przebywa Żywy i Prawdziwy Jezus w małej Hostii, każdy nasz tak pozornie zwyczajny gest, nasycić w pełni miłością? Gdyby przyklękać tak, jakby rzucać się na Chrystusową szyję, gdyby skłaniać się przed krzyżem, jak Maria Magdalena obejmująca stopy Zbawiciela? Gdyby wzrokiem wiary wpatrzonym w złote drzwiczki tabernakulum adorować Tego, który ukrył się, bo nie zniosłaby dusza tak niepojętej rozkoszy obcowania z Nim twarzą w twarz i musiałaby rozłączyć się z ciałem? A gdyby tak wreszcie pójść za radą psalmowego wersetu z Introitu i już w domu, już po przebudzeniu, a może już dzień wcześniej, już po ostatniej Mszy świętej wołać: concupíscit, et déficit ánima mea in átria Dómini. – Dusza moja wzdycha i tęskni do przedsionków Pańskich!. Zatęsknić za odwiedzinami w Mieszkaniu Boga, zapragnąć całym sobą spotkania. By być „dla” Niego. Wtedy z pewnością wraz z Psalmistą będziemy mogli zaśpiewać: Quam dilécta tabernácula tua, Dómine virtútum! – Jak miłe są przybytki Twoje, Panie Zastępów!

Graduał „Beata gens” (Środa Suchych Dni Wrześniowych)

Dziś w tradycyjnym kalendarzu, jak cztery razy do roku, niezwykły dzień liturgiczny – Środa Suchych Dni Wrześniowych, obejmujących środę, piątek i sobotę po Podwyższeniu Krzyża Świętego. Po reformie kalendarza liturgicznego zniesiono te kwartalne dni pokuty, jednak w ich praktyce było coś pięknego, a zarazem cennego dla kształtowania naszej duchowości. W każdym z okresów roku były okazją do dziękowania za to, czym darzył nas Stwórca – teraz na przykład za letnie zbiory – oraz pokuty za wszelkie nadużycia Jego darów. Wyrażała się ona nie tylko w modlitwach (wyjątkowo poszerzających mszalne formularze, do dwóch czytań i dwóch graduałów dziś, a nawet 6 lekcji, 5 graduałów i hymnu w Sobotę Suchych Dni!), ale i w poście – w te dni, jak podobnie jak w Wielki Piątek, obowiązywał post ścisły. Nawet jeśli złagodzono dyscyplinę postną, to być może warto spojrzeć przez pryzmat Suchych Dni na to, jak korzystamy z Bożych darów i czy nie warto czasem ofiarować jakiegoś umartwienia, niekoniecznie w sferze jedzenia, jako wynagrodzenia za nasze nierozważne korzystanie z bogactwa tego, co otrzymujemy.


Dzisiejsza piękna liturgia łączy dwa wspomniane tematy – dziękczynienie i pokutę. Wyraża się to na różne sposoby w bogactwie liturgicznego materiału. Pośród niego znajdziemy wspaniały graduał, drugi z dwóch pojawiających się dziś, co ciekawe zapożyczony z Mszy na XVII Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego, która jeszcze przed nami. Jednak jest to tak piękny, wspaniale skomponowany utwór, że można go wysłuchać już teraz, niejako zaglądając w przyszły tydzień i w kolejną niedzielę.


Melodia śpiewa za Psalmem 32: Błogosławiony lud, którego Bogiem jest Pan: naród, który On sobie wybrał na dziedzictwo. Przez słowo Pana powstały niebiosa i wszystkie ich zastępy przez tchnienie ust Jego. (Ps 32:12 ; 32:6) Śpiew oznaczony jest cyfrą 1 – wskazującą na ton I, gravis czyli dorycki autentyczny. Jednak po pierwszej frazie, która rzeczywiście zmierza ku niskiemu re (finalis skali), natychmiast melodia zbacza ku fa, następnie do i dopiero na koniec responsu (pierwszej części graduału) opada znów na re. W wersecie już w pierwszej frazie znów kieruje się ku fa, by zawisnąć na dominantowym la, opaść znów na do i pod koniec ostatecznie – zgodnie ze wskazanym tonem – spocząć na re
Wiele momentów tego śpiewu może sprawiać wrażenie, że jest bardziej w tonie V lub VI – czyli tych radosnych i pełnych ufności. Dopiero w końcowych fragmentach śpiew zmierza ku pełnemu powagi, ciężkiemu tonowi I. Ale czy nie o tym jest tekst?

Błogosławiony lud, którego Bogiem jest Pan – błogosławiony, to znaczy szczęśliwy, wybrany przez Boga na swoją własność. Przez Boga, którego Słowo stworzyło niebiosa – tu melodia wystrzeliwuje aż ku górnemu re, spowolniona epizemowanym torculusem. Dopiero z tej wysokiej perspektywy widzi we właściwych proporcjach, w Bożej perspektywie. I my także – w świetle dzisiejszej liturgii widzimy, jak wiele otrzymujemy, jak bardzo jesteśmy błogosławieni, że Bóg nas przygarnął, że wciąż nas prowadzi i obdarza wszystkim, czego nam potrzeba. Jednak z tej perspektywy widzimy też, jak często jesteśmy wobec Niego nielojalni, jak zawłaszczamy sobie wszystko, jak nieumiarkowani jesteśmy, jak nierozważni. Wzrok opada jak melodia, w niskie rejestry. W rejestry pokory czyli uniżenia. Z pułapu ziemi (pokora to po łacinie humilitas od humus czyli ziemia) widzimy jak mali jesteśmy i widzimy jak wielki jest Bóg. To są właściwe proporcje. A nasze życie nieustannie faluje pomiędzy tymi poziomami. Dziękczynienie i pokuta, splecione w jedną melodię. Bo one nie są sobie przeciwne. Przeciwnie, wzajemnie się uzupełniają i nadają sobie sens. Może warto rozważyć to przy dźwiękach dzisiejszego graduału.

X Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego

X Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego cechuje obfitość. W zasadzie wszystkie śpiewy są dużych rozmiarów, oparte na długich tekstach, kunsztownie skonstruowane, przejawiają wielką różnorodność modalną, nie dość powiedzieć, że w żadnym ze śpiewów mszalnego proprium nie powtarza się ten sam ton. Skąd taka różnorodność i bogactwo? Może tu właśnie dostrzec można owo opisywane w dzisiejszej lekcji obfite działanie Ducha Bożego, które wyjaśnia Koryntianom Św. Paweł, wskazujący, że Są różne dary łaski, lecz tenże Duch. I różne są rodzaje posług, lecz tenże Pan. I różne są rodzaje działania, lecz tenże Bóg, który sprawia wszystko we wszystkich. A każdemu dostaje się objaw Ducha dla ogólnego pożytku. (1 Kor 12, 4-7) Przecież w liturgicznym śpiewie mamy Słowo Boże natchnione przez Ducha i melodie niejako podyktowane twórcom za Jego namaszczeniem. 


Majestatyczny introit w tonie III wznosi się od pierwszej frazy ku górze, by opowiedzieć słowami Psalmisty, jak sługa wołał do Pana i jak On wysłuchał go. Melodia meandruje w melizmatach, opisując potęgę i skuteczność Bożego działania, a na koniec dyskretnie wzywa tych, którzy słuchają – mówiąc zupełnie wprost – by złożyli swą troskę na Pana, bo On sam będzie ich karmił. Całość brzmi w tonie misticus, tajemniczym, który podpowiada, że mamy tu do czynienia z czymś niepojętym, z rzeczywistością, która przerasta człowieka, wobec której trzeba – jak melodia zawieszająca się na koniec półtonowo – zamilknąć wreszcie w zdumieniu.


Graduał prosi, by Bóg strzegł nas jak źrenicy oka. Owa prośba o pomoc, o Boże wsparcie jest pełna pokoju, w tonie I, ale jednocześnie bardzo żarliwa – melizmatom nie ma tu końca, te bardziej rozwinięte podkreślają kolejne słowa, wyraźnie adresując prośbę: Domine (Panie), alarum tuarum (skrzydeł Twoich), vultu tuo (oblicza Twego), oculi tui (Twoich oczu). Melodia próbuje wznosić się tu coraz wyżej i wyżej, jednak nie przekracza ostatecznie ambitusu oktawy, nadrabiając brak rozmachu wysokościowego, złożonością ruchu w każdej frazie. Trochę jak celnik z dzisiejszej Ewangelii, który choć nie śmiał podnieść wzroku, to modlił się żarliwie z niskości swojej nędzy, wiedząc kim jest i przed kim stoi. 


Taka postawa, jak wspomnianego celnika, to doskonały punkt do wybicia się ku Bogu. Pokora, przez tylu świętych wskazywana jako kluczowy element naszej postawy, paradoks sprawiający, że im niżej jesteśmy, tym wyżej, bo im bardziej doświadczamy swojej nędzy, tym bliżej stajemy prawdy, a więc i Boga, jak pisała o tym Św. Teresa od Jezusa: 


Zastanawiałam się któregoś dnia nad pytaniem, dlaczego Pan tak bardzo kocha cnotę pokory, i nagle – bez własnego, jak mnie się zdaje, namysłu mego – stanęła mi przed oczyma ta racja, że Bóg jest Prawdą najwyższą, a pokora niczym innym nie jest jeno chodzeniem w prawdzie. Nie ma zaś prawdy większej nad tę, że sami z siebie nic nie mamy dobrego, że nasza jest tylko nędza i nicość. Kto tego nie rozumie, ten chodzi w kłamstwie. Im zaś kto szczerzej uznaje tę prawdę, tym przyjemniejszy staje się Prawdzie najwyższej, bo sam chodzi w prawdzie. Daj nam Boże, siostry, byśmy z łaski Jego nigdy nie traciły z oczu tego prawdziwego poznania samych siebie, amen. (św. Teresa od Jezusa, „Twierdza wewnętrzna” VI, 10, 7)


Może dlatego po tak nie „wywyższającym się” melodycznie graduale, pełnym żarliwej modlitwy, wystrzeliwuje w górę podniosłe Alleluia w tonie VII, angelicus, tonie Dobrej Nowiny. Wznosi się, by wyśpiewać hymn na cześć Boga, który mieszka na Syjonie, a więc na najwyższej Górze. Pokorna dusza wznosi się tam, na najwyższe pułapy, za szybującą melodią wersetu.


Offertorium – co zaskakujące – powtarza śpiew z samego początku roku liturgicznego, z I Niedzieli Adwentu, by za Psalmem 24 zaśpiewać Ku Tobie wznoszę duszę moją, Panie, Boże mój, Tobie ufam, niech nie doznam wstydu. Tu znów mowa o wznoszeniu się, jednak śpiew w tonie II jest ponownie pełen pokory. Bo i byłoby bardzo ryzykowne uznać, że zawędrowało się już wysoko, upadek stamtąd mógłby być bardzo bolesny. Liturgiczna antyfona na ofiarowanie każe nam wrócić do samego początku, do Adwentu, do oczekiwania, do wypatrywania Zbawiciela, który pojawi się w biedzie i brudzie, w zimnym żłobie. Bóg-Człowiek – wzór pokory. 


Communio przynosi radosną wieść: Przyjmiesz ofiary prawe, dary i całopalenia, na ołtarzu Twoim, Panie. Jeśli przyjmiemy postawę celnika z dzisiejszej Ewangelii, jeśli przejmiemy się przestrogami Chrystusa, z pewnością możemy ufnie oczekiwać, że i do nas skieruje słowa zamykające dzisiejszą ewangeliczną perykopę: Ten odszedł do domu swego bardziej usprawiedliwiony niźli tamten. (Łk 18, 14) Melodia nie jest jednak w tonie V, tym radosnym, lecz IV, pełnym tajemnicy, kierującym ku temu, co niewypowiadalne, niewyśpiewywalne. Może tu raz jeszcze dotykamy tej rzeczywistości Bożego działania z introitu, sfery tajemnicy, w której dokonuje się działanie Bożego miłosierdzia. A jednocześnie, choć dwie odwrócone kadencje mi-fa zdają się stawiać kropkę, to ostatnia, z opadającym półtonem fa-mi stawia wielokropek. Możemy zapytać, czy nasza ofiara zostanie przyjęta? Czy stając przed Panem jesteśmy faryzeuszem czy celnikiem? Odpowiedź każdego dnia dośpiewuje nasze życie.

IX Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego

Jak już pokazały kolejne Niedziele po Zesłaniu Ducha Świętego, trwa walka. Będziemy o tym słyszeć stale, ten temat nie zamilknie, bo i walka się nie kończy. Jak napisał Mikołaj Sęp Szarzyński w Sonecie o wymownym tytule „O wojnie naszej, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem”: Pokój – szczęśliwość, ale bojowanie/Byt nasz podniebny.

Jednak dzisiejszy introit wprowadza od pierwszych dźwięków radosny akcent, rozpościerając melodię majorowym akordem, jakby stemplem tonu V – laetus, czyli radosnego. Za Psalmem 53 śpiewa bowiem: Oto Bóg mi dopomaga, Pan podtrzymuje me życie. Ta fraza kończy się na finalis, jakby śpiew miał już zamilknąć, a może jakby chciał powiedzieć: Bóg mi dopomaga – i kropka. Z pewnością mielibyśmy wiele powodów, by dodać nasze nieodzowne ale…, jednak w tej radosnej intonacji jest pewność, pewność tego, że Bóg nas nie pozostawił sierotami. On ratuje nas, bo nad wszystkim panuje, zbawia nas, według swojego planu, w imię Swoje i mocą Swoją, jak śpiewa werset. Bo choć my nieustannie wymykamy się Jego woli, próbując postępować po swojemu, dodając jednak to nasze nieufne ale, to On przecież przenika nas i zna nas i najlepiej wie, co jest dla nas dobre. Dlatego tak prosto i pięknie prosi dziś mszalna kolekta: Panie, niech uszy miłosierdzia Twego otworzą się na modlitwy błagających i abyś mógł spełnić ich pragnienia, daj im prosić o to, co się Tobie podoba.


Graduał, o tej samej, co introit modalności, pełen wzniosłej radości, w typowym charakterze dla kompozycji tego gatunku w tonie V, wychwala owo Imię wspomniane w wersecie. Wyśpiewuje potęgę Boga wznosząc się w rozległym melizmacie na słowie elevata (wzniesiona), jakby szybował pod samym Niebem, tuż przed Bożym Obliczem.


Jednak Alleluia dramatycznie zmienia charakter. Ton II, tristis, jest na drugim biegunie ekspresji, wszak to ton smutny z nazwy. Jubilus jest jakby rzewny, pełen tęsknoty, wznosi się raz po raz w emocjonalnej kwarcie, jak ręce kogoś, kto szuka pomocy. Bo i temat jest poważny – pojawiają się wspomniani wrogowie, którzy przytłaczają, uciskają, przygniatają: Od nieprzyjaciół moich wyrwij mnie, mój Boże, zachowaj mię od powstających na mnie. Owi powstający (insurgentibus) muszą być naprawdę potężni, skoro melizmat na tym słowie jest tak rozległy i skomplikowany. Bo – jak pisze do Efezjan Św. Paweł – nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. (Ef 6, 12) A wspomniany Sęp Szarzyński w tym tonie poetycko uzupełnia: Hetman i świata łakome marności/O nasze pilno czynią zepsowanie. Jednak melodia jasno wskazuje gdzie należy kierować wzrok wypatrując pomocy – melizmat na słowach Deus meus – Boże mój, wyrywa się w górę i cudownie opada, w symetrycznych, powtarzanych figurach. Jak napisze do tych samych Efezjan Św. Paweł: bądźcie mocni w Panu – siłą Jego potęgi, a Sęp Szarzyński doda: Królu powszechny, prawdziwy pokoju,/Zbawienia mego jest nadzieja w tobie./Ty mnie przy sobie postaw, a przezpiecznie/ Będę wojował i wygram statecznie.

Offertorium zostało zapożyczone z III Niedzieli Wielkiego Postu, zwanej od słów introitu Niedzielą Oculi. W kontekście opisanego Alleluia stanowi to ciekawy kontekst. Wielkopostna melodia wyśpiewuje, że moje oczy zawsze zwrócone są ku Panu – jak oczy śpiewającego dzisiejsze Alleluia. Jednak owo wpatrywanie się nie jest bezmyślne, nie jest miłosnym zauroczeniem. Kto patrzy w Oblicze Pana, kto żyje w Jego obecności, nie może udawać, że życie z Nim i dla Niego, to pobożne westchnienia i piękne słowa. To konkretne obowiązki wynikające z relacji miłości, czyny, czyny, czyny, jak upominała swoje mniszki Św. Teresa od Jezusa. Dzisiejsze Offertorium idzie tym tropem, za słowami Psalmu 18 opiewając słodycz zachowywania Przykazań Bożych: Przykazania Pańskie słuszne, radują serca; sądy Pańskie słodsze od miodu płynącego z plastrów, przeto Twój sługa zachowuje je. Rzeczywiście, melodia jest słodka, do ostatnich dźwięków faluje łagodnie w okolicach fa, sprawiając wrażenie, jakby była w tonie V lub VI. Jednak ostatnia opadająca figura zatrzymuje się na mi zdradzając, że to ton IV. On śpiewa o tym, czego melodia już nie wyśpiewuje, sięga muzycznym wzrokiem dalej. Gdzie? Może do naszego życia, bowiem choć tekst kończy się kropką, to melodia jakby stawia znak zapytania, każąc każdemu z nas zapytać siebie: czy zachowuje je?


Communio przynosi – jak to często bywa – słowa Chrystusa. Jednak nie takie, które pojawiły się w dzisiejszej perykopie z Łukaszowej Ewangelii, gdzie Pan wypominał Jerozolimie, że nie poznała czasu swego nawiedzenia i wypędzał przekupniów ze Świątyni. To piękne słowa z 6. rozdziału Ewangelii Św. Jana: Kto pożywa moje Ciało i pije moją Krew, we mnie mieszka, a ja w nim, mówi Pan. Melodia w tonie VI ufnie wznosi ku górze od dolnego do, przez pierwszą frazę, gdy mowa o Ciele Pańskim, aż do górnego do, gdy śpiewa o Krwi Pańskiej. Jest tu jakiś piękny gest, może muzyczny ekwiwalent mszalnego Podniesienia, jakbyśmy w zwierciadle muzyki przez chwilę mogli wpatrywać się w Tajemnicę Eucharystii. Potem melodia opada i w bardzo dyskretnych, nisko osadzonych frazach śpiewa, że dusza i jej Boski Oblubieniec, który przychodzi w Komunii Świętej, trwają w sobie. Słodka melodia końcowa, zmiękczona bemolem zamyka kompozycję pięknym gestem.

Tu jest źródło siły do walki, jak pisał przywoływany Sęp Szarzyński: Zbawienia mego jest nadzieja w tobie. Raz jeszcze antyfona komunijna przypomina nam, że pośród toczącej się wojny z szatanem, światem i ciałem, nadzieją jest Pan, który oddaje siebie w Sakramencie Ołtarza, który chce przez ten Sakrament oczyszczać nas i jednoczyć, jak prosi dzisiejsza pokomunia. Abyśmy – my, którzy żyjemy w tych czasach ostatecznych, (1 Kor 10, 11) zgodnie z odczytywanymi w dzisiejszej lekcji słowami Św. Pawła – poznali czas naszego nawiedzenia, (Łk 19, 44) byśmy nie upadli, mniemając, że stoimy. (1 Kor 10, 12) Wszak właśnie moc płynąca z Eucharystii pomaga nam wyzbywać się złych skłonności, wypędzać przekupniów napełniających duszę tym, co światowe, gładzi grzechy, umacnia cnoty i staje się źródłem wzrostu.

Dobrze, że dzisiejsze Communio przypomina o Eucharystii, o obecnym w Niej Żywym Bogu-Człowieku, w tym trudnym czasie w którym przyszło nam teraz być. Sam Chrystus śpiewa nam dziś, że On jest w Sakramencie Ołtarza i my jesteśmy tam z Nim, mimo przepaści dzielącej stworzenie i Boga. Tę przepaść zapełnia niepojęta miłość, która kazała Mu zniżyć się do tak kruchej, tak delikatnej i niepozornej postaci, jak mała Hostia. Tym sposobem On chce mieszkać w nas i pozwolić nam mieszkać w Nim. Trzeba tylko opaść na kolana, jak ostatnie dźwięki Communio i z uwielbieniem przyjmować Go, adorując każdą najmniejszą Cząstkę, w której jest On cały.

Communio „Beatus servus”

Dziś w liturgii aż tłoczno, bo Kościół Powszechny wspomina zarówno Św. Hieronima Emilianiego, jak i Św. Małgorzatę, Dziewicę i Męczennicę, podczas gdy w naszym polskim kalendarzu liturgicznym wypada wspomnienie Bł. Czesława. I na piękne Communio Beatus servus z tego formularza skierujmy dziś na chwilę uwagę.


Bł. Czesław Odrowąż był rodzonym bratem Świętego, który z pewnością większości Polaków jest bardziej znany – Św. Jacka. Jednak życie Czesława było nie mniej niezwykłe, naznaczone nie tylko gorliwością w wypełnianiu duszpasterskiego powołania, ale i licznymi znakami oraz cudami, które Bóg działał przez niego, żeby wspomnieć tylko przepłynięcie rzeki Odry na rzuconym w wodę płaszczu, wskrzeszenie utopionego dziecka czy spektakularną obronę Wrocławia przed tatarskim najazdem, który odstąpił od ataku widząc ogniste kule pędzące z nieba po modlitwie Czesława. Błogosławiony odszedł do Niebieskiej Ojczyzny 15 lipca 1242, jego relikwie spoczywają w kościele Św. Wojciecha we Wrocławiu.


Po takim życiu, pełnym ewangelicznej służby bliźnim, nauczania i przepowiadania Słowa Bożego – wszak był dominikaninem, którzy w tym się specjalizują, a habit wraz ze swoim Bratem przyjął z rąk samego Św. Dominika – po życiu pełnym pokuty i modlitwy, walki o czystość i uświęcenie, po niestrudzonej pracy na Bożej roli, nieustannej gotowości na odpowiadanie wezwaniom Pana, nie mógł nie zasłużyć na Nagrodę Wieczną. 


W kontekście jego życia warto spojrzeć na dzisiejsze Communio z tekstem zaczerpniętym z 24. rozdziału Ewangelii Mateusza: Błogosławiony sługa, którego Pan przyszedłszy znajdzie czuwającego. Zaprawdę, powiadam wam, że postawi go nad wszystkimi dobrami swymi. Chrystus wielokrotnie powtarza tę przestrogę na kartach Ewangelii: czuwajcie. Czuwajcie, bo nie znacie dnia, ni godziny. Nie wiecie, kiedy Gospodarz przyjdzie. Dzień Pański przyjdzie jak złodziej. Boski Mistrz wzywa do nieustannej gotowości, do nie ucinania sobie w życiu wiary drzemek. Do nie lekceważenia niczego, co mogłoby sprawić, że pojawi się ryzyko utraty łaski. 


Trzeba sobie tę bolesną prawdę często przypominać, nie aby straszyć, ale motywować tych, którzy mówią sobie: e tam, jeszcze pożyję, jeszcze mam czas, jeszcze zdążę się poprawić, jeszcze się postaram, a teraz przecież mogę pożyć. Jak sługa, który w tym samym fragmencie Ewangelii mówił: Mój pan się ociąga i zaczął bić swoje współsługi, i jadł i pił z pijakami. Trzeba przypominać prostą prawdę: stan duszy, w którym zastanie nas śmierć, zostanie utrwalony na wieki. Nie ma innej możliwości. Jeśli śmierć zastanie nas w stanie łaski uświęcającej, tej Boskiej sprawności, która umożliwia nam prowadzenie życia nadprzyrodzonego, to staniemy wobec napawającej niewyobrażalną radością perspektywy kontynuowania tego życia przez wieki, z Bogiem oglądanym Twarzą w twarz, a poziom miłości, jaki w momencie śmierci zdołaliśmy osiągnąć, przełoży się na wymiar chwały osiągniętej w Niebie, rzecz jasna po oczyszczeniu ze wszelkich niedoskonałości – jeśli takie będzie konieczne, bo nie nastąpiło za życia – w Czyśćcu.


Jeśli jednak śmierć zastanie nas w stanie grzechu ciężkiego, jeśli wcześniej utracimy łaskę, jeśli zlekceważymy tę fundamentalną sprawę, to również ten stan utrwali się na wieczność, a konsekwencja tego jest przerażająca – poena damni – udręka utraty, wieczne pozbawienie najwyższego dobra, samego Boga i skazanie siebie samego (bo to nasze wybory skazują nas na potępienie) na nieodwołalne i wieczne wyrzuty sumienia oraz cierpienie, tak duchowe, jak i – po zmartwychwstaniu ciał – fizyczne (poena sensus). To jest prawda, której uczy Kościół, tu nic się nie zmieniło i nie zmieni. Naukę tę potwierdzają wizje Świętych, żeby wspomnieć tylko Św. Teresę od Jezusa czy Św. Katarzynę ze Sieny.

Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu może – jak i tego uczą Święci – udzielić umierającemu łaski nawrócenia, ale liczyć na to, że po życiu w grzechu i zuchwałym lekceważeniu Boga będzie nam dana szansa nawrócenia, skruchy i ufności w ratunek od Stwórcy w godzinę śmierci, byłoby jak nie zapięcie pasów bezpieczeństwa w samochodzie, o którym wiemy, że zaraz rozpędzi się do 400 km/h.


Jednak zawsze tam, gdzie jest mrok, jest i światło. A światło, przedziwne i tajemnicze, płynie właśnie z dzisiejszego Communio. Jest ono w tonie III – misticus, tym który mówi o sprawach niepojętych i tajemnicznych. Zaczyna się typowym półtonowym krokiem w górę, po którym następuje tercjowe zejście w dół i skok kwarty w górę – znamy tę melodię z niejednego introitu. Otwiera się jak tajemniczy kwiat, by wydać słodki zapach skryty we wnętrzu – oto pojawia się bohater: beatus – błogosławiony czyli szczęśliwy. Ale kto? Servus – sługa, melodia kluczy we wznoszącym się melizmacie i tak jak zaczęła się półtonem, tak kończy nim tę frazę, zostawiając posmak tajemnicy. Owo szczęście jest czymś bardzo niezwykłym, nieziemskim, to nie jest szczęście z posiadania bogactwa, z sukcesów, z przyjaźni, ze zdrowia, ani z czegokolwiek podobnego. Ono jest ponad tym. To niewyobrażalnie więcej – czyli co? O tym Communio zaśpiewa na końcu.


Cała część środkowa jakby zmienia charakter. Melodia wyraźnie grawituje ku dźwiękowi sol nie schodząc niżej – jakby była w tonie VII, zwanym angelicus, tonie Dobrej Nowiny. Bo czy to nie jest dobra wieść, że Pan, który przybył, zastał sługę czuwającego? Melodia faluje wznosząc się i opadając aż w ambitusie nony: tu jest mowa o poważnych sprawach – o sprawach ostatecznych. Skoro sługa okazał się dobry, skoro czuwał zachowując przestrogi Pana, Ten może teraz skierować do niego te piękne słowa obietnicy: amen, dico vobis, super ómnia bona sua constítuet eum –  Zaprawdę, powiadam wam, że postawi go nad wszystkimi dobrami swymi. Gdy mowa jest o omnia bona, wszystkich dobrach, które Pan daruje słudze, melodia jest zaskakująco prosta, niemal zupełnie sylabiczna. Prosta, jak Bóg jest prosty – Deus omnia simplex, jak uczy teologia, Bóg, który sam jest nagrodą dla sługi czuwającego. Mówiąc za Św. Tomaszem z Akwinu: ponieważ Bóg jest samą istotą dobroci, wynika stąd, że jest On dobrem wszelkiego dobra. Zatem kto Go widzi, widzi wszelkie dobro. (…) Zatem w owym dobru ostatecznym, kiedy będziemy oglądać Boga, posiądziemy wszystkie dobra pod dostatkiem. Stąd obiecuje Pan wiernemu słudze, że «postawi go nad wszystkimi swoimi dobrami» (Za: Św. Tomasz z Akwinu, „Compendium theologiae”). I tu nagle – gdy mowa jest o tym, co ma się stać po powrocie Pana, który może nagrodzić dobrego sługę – melodia się zmienia. Na słowach constituet eum, postawi go, wykonuje ona niemal odwrotną drogę, jak na początku antyfony. Zawiesza się w rejonie półtonu mi-fa, a następnie meandrując wokół finalis opada – znów półtonowo – na ostatni dźwięk, by zanurzyć śpiew w ciszy. 


Tu przypominamy sobie, że to ton III, ton mistyczny. To muzyka, która próbuje wyśpiewać to, czego wyśpiewać się nie da – to, co czym pisze do Koryntian Św. Paweł – że ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują. (1 Kor 2, 9) Jednocześnie tajemnicze zakończenie każe nam wrócić do rzeczywistości i przypomnieć sobie dodającą otuchy prawdę: jest jeszcze czas, Pan jeszcze nie powrócił. Chciałoby się odważnie powtórzyć więc jeszcze za Św. Pawłem: rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła! Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień. (Rz 13, 11). By Pan zastał nas czuwających, gotowych, z duszami ubranymi w zbroje światłości, błyszczącymi łaską, jak w jasny dzień.

Wyk. Coro Novum Gaudium

(autorem wykorzystanego w poście obrazu jest Andriej Nikołajewicz Mironow – Gość, Андрей Николаевич Миронов – Гость, grafika jest objęta licencją Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International).

Alleluia. Tu es Petrus.

Święci Piotr i Paweł świętują wspólnie, choć teksty liturgiczne – także śpiewy – wyraźnie zwracają się ku temu pierwszemu. Apostoł Narodów nie ma z pewnością żalu do Księcia Apostołów – już kolejnego dnia będzie osobno wspominany w liturgii. Tymczasem dziś można posłuchać jak Kościół wyśpiewuje sławę swojej Opoki.

Liturgia korzysta tu z formularza rozpoczynającego się od introitu Nunc scio vere, jednak poszczególne kompozycje stanowiące mszalne propria można odnaleźć w innych formularzach. Alleluia i Communio, pochodzące z mszy wspólnej o papieżach – Si diligis me (Jeśli mnie miłujesz) – podobnie jak introit, wskazują wprost na Św. Piotra, nawiązując do konkretnych scen z życia Apostoła. Są to dwie cudowne chorałowe miniatury, maleńkie arcydzieła zachwycające głębią wyrazu osiągniętą prostymi środkami. Przyjrzyjmy się dziś Alleluia. Tu es Petrus w II tonie. 


Melodia jubilusa alleluia jest jedną z najbardziej klasycznych, perfekcyjnie zbudowaną, po inicjalnym wybiciu się ku kwarcie sol, wspinającą się w pierwszych dwóch frazach na szczyt, by następnie łagodnie, powracając wciąż do dominantowego fa, opaść na finalis re

Werset ze słowami pochodzącymi z Ewangelii Mateusza – Tu es Petrus, et super hanc petram ædificábo Ecclésiam meam – Ty jesteś Opoką, a na tej Opoce zbuduję Kościół mój – posługuje się również charakterystycznymi formułami alleluia w tonie II, jednak wydają się one jakby stworzone do wyrażania tego tekstu. Dzisiejsza Ewangelia przypomina scenę, gdy zostały wypowiedziane – w okolicach Cezarei Filipowej, Chrystus pyta uczniów za kogo jest uważany przez ludzi? Pośród różnych odpowiedzi pojawia się ta jedyna, prosta i nieodwołalna, zamknięta w szczerym wyznaniu galilejskiego rybaka Szymona: Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego. Szczerość prostego ucznia pociąga proroczą szczerość Wielkiego Nauczyciela: Ty jesteś Opoką, a na tej Opoce zbuduję Kościół mój. Po dwóch tysiącach lat widzimy, że – jak mówi nieszporny Psalm 109 – Pan poprzysiągł i nie pożałuje: Kościół, mimo burz, mimo ataków oddziałów (czyli bram) piekielnych, stoi twardo niewzruszony i będzie stał aż do końca czasów.


Ale wyznanie skierowane do Piotra jest bardzo osobiste, przecież dotyczy konkretnego człowieka, choć jest zapowiedzią losów Kościoła w całej historii. Melodia podkreśla subtelnie istotne punkty: inicjalna fraza na słowach Tu es Petrus przemierza szybko dystans od dominantowego fa, ku szczytowemu la, aż do finalis re. Brzmi jak deklaracja, bardzo konkretna i jasna, wyciosana z dźwiękowych kamieni ułożonych jeden na drugim. Podobnie melizmat na słowie petram (Opoce) zdaje się swoim kształtem rysować trzy wzniesienia, jedno sięgające do la, drugie do sol, trzecie do fa, opadające na subtoniczne do, by zaznaczyć, że to nie koniec wypowiedzi – przeciwnie, od tej Skały wszystko się zacznie. Tu dopiero melodia otwiera szeroką perspektywę przyszłości, zapowiadanej w rzeczowej deklaracji Zbawiciela – rozległy melizmat na słowie ædificábo (zbuduję) niemal ilustruje budowanie, wspinając się stopniowo coraz wyżej, a zejściem aż do niskiego la jakby wskazując na głębię duchowej budowli, którą jest Kościół. Sama fraza Ecclésiam meam (Kościół mój) wznosi się dumnie, delikatnie zmierzając ku końcowi wersetu trójkowym, szlachetnym ruchem, ukazując jakby godność Tego, który buduje Swój Kościół z żywych kamieni.

A my – kamienie – jak kolejne dźwięki tej melodii, staramy się dopasować do całości, by nie zachwiać budowli, by nie powstała jakaś nieszczelność, przez którą wpadnie do wnętrza hulający wokół wiatr zmian i niepokoju. Jak kamienie w dobrze postawionej ścianie, musimy się blisko trzymać, dopasować się, pozwolić, jak pisali Ojcowie Kościoła, obciosać – mimo, że to boli – z niedoskonałości, wad i niewierności. A potem sprawić by połączyła nas jedyna skuteczna zaprawa murarska na tym placu budowy – Miłość. Czy Św. Piotr nie wiedział o tym? Z pewnością wiedział, gdy Pan pytał go diligis me? – czy Mnie miłujesz, po śniadaniu na brzegu Jeziora Tyberiadzkiego, już po Zmartwychwstaniu. Wiedział dobrze, bo już został obciosany.

Chór Benedyktynów z Opactwa Św. Piotra w Solesmes, dyr. Dom Richard Gagné

IV Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego

Dzisiejszy dzień doskonale współgra z obrazem rozpoczynającym introit. Z samych głębin II tonu, z najniższych dźwięków jakimi posługuje się chorał, wznosi się wołanie do Pana. Fraza unosi się z mrocznego la ku re, na chwilę zatrzymuje i wystrzeliwuje ku fa, zawisając na dominancie II tonu, by po kilku tercjowych wychyleniach opaść na finalis reDominus illuminatio mea! – Pan moim światłem, śpiewa introit za Psalmem 26. Może łatwiej to uchwycić, gdy po burzowych, deszczowych, cienistych dniach ostatnich, rozbłyskuje jasne światło, a ciepło zalewa wszystko. Świat zwalnia, powietrze gęstnieje, nawet owady i ptaki latają jakby wolniej. Niedziela, dzień odpoczynku, bezpieczny czas, moment wytchnienia w ramionach Boga, który po sześciu dniach stwórczej pracy także odpoczywał. 


Tu, w przywołanym z psalmu obrazie, odpoczynek jest oazą spokoju wśród zagrożeń – w ostatniej frazie antyfony na wejście pojawiają się wrogowie i nieprzyjaciele (qui tríbulant me inimíci mei), jednak wobec naszego obrońcy, którym jest Pan, chwieją się i padają (infirmáti sunt, et cecidérunt). Temat walki, nieustannej walki ze złem, z pokusami, z przeciwnościami, który pojawił się po zakończeniu świątecznego okresu Zesłania Ducha Świętego, ma tu swoją kontynuację, jednak kolejna już Niedziela utwierdza nas w pewności, że na polu bitwy nie jesteśmy sami – Pan światłością i zbawieniem naszym, kogo mamy się lękać?. Kościół więc ufnie prosi w mszalnej kolekcie: Spraw, prosimy Cię Panie, niech pod Twoimi rządami dzieje świata toczą się w pokoju, a Twój Kościół niech Ci służy w niezamąconej radości. I nie wątpi, że – jeśli to jest wolą Pana – będzie wysłuchany.


Graduał po raz kolejny przypomina, że ufność nie oznacza negacji naszej niedoskonałości i wad, płynących ze skażenia ludzkiej natury grzechem. O Panie, przebacz nam grzechy, aby nie drwili z nas poganie: «Gdzie jest ich Bóg?» – śpiewa w radosnym tonie V, pokornie wznosząc swoją pieśń. Mogłoby się wydawać dziwnym, że te słowa liturgia przybiera w tak pogodne dźwięki. Czy jednak nie jest to prawda, że prawdziwa ufność rodzi się na gruncie prawdziwej pokory: uznając naszą grzeszność i nieskończony dystans dzielący Stwórcę i stworzenie, możemy jednocześnie mówić za Św. Janem: Jeśliby nawet kto zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. (1 J 2,1) I z nadzieją dodawać za graduałem cytującym Psalm 78: Wspomóż nas, Boże, nasz Zbawicielu i dla chwały imienia Twego wybaw nas, Panie.


Pan jest potężny, gdy działa, to uciekają wrogowie. Ta potęga wyziera z Alleluia, zwłaszcza z niezwykłego, gigantycznego melizmatu na słowie thronum we frazie Deus, qui sedes super thronum, et júdicas æquitátem (Boże, który siedzisz na tronie i sądzisz sprawiedliwie). Tę dobrą nowinę wyśpiewuje tu Kościół w tonie VII, najwłaściwszym do tego zadania, tonie anielskim, właśnie tonie Dobrej Nowiny. Melizmat sięga najwyższych dźwięków skali, gdy wydaje się, że wyżej być nie może, melodia wznosi się jeszcze bardziej, nie tylko do fa, ale aż do górnego sol! Z pewnością Bóg, który zasiada na takich wysokościach, będzie ucieczką  strapionych w czasach niedoli, jak dodaje werset Alleluia.


Wspaniałe Offertorium Illumina w tonie IV powraca do tematu światłości, zainicjowanego w introicie. Oświeć me oczy, bym nie zasnął w śmierci, by wróg mój nie mówił: Ja go zwyciężyłem – śpiewa za Psalmem 12. Melodia faluje tu tajemniczo, to opadając ku dolnemu re, to wznosząc się ku do, a ostatecznie zawisając na finalnym mi, które osiągnięte zejściem z górnego półtonu, pozostawia nieodłączne wrażenie niedopowiedzenia. Może wobec chorału to skojarzenie wydawać się nieco dziwne, ale ten śpiew ma w sobie coś z kołysanki. Melodia kołysze się, wznosi i opada, jakby ktoś cicho nucił ją, zanosząc przed zaśnięciem prośbę: Oświeć me oczy, bym nie zasnął w śmierci. Tylko na koniec opada niespodziewanie w najniższy, mroczny rejon, by z niepokojem jakby wyobrazić sobie wroga, który mógłby powiedzieć: zwyciężyłem. Długa tristropha i clivis z epizemą na obu nutach zatrzymuje na chwilę narrację na niskim do i la, tych dźwiękach, które rozpoczynały introit. Skoro już wyszliśmy z mroku, za nic nie chciejmy tam wrócić! Melodia wznosi się, jednak znów zawisa na niepewnym mi – walka trwa nadal. Nasza nadzieja tylko w Panu.


Temat ten rozwija Communio: Pan opoką i ucieczką moją, On moim wybawicielem, Bóg, mój wspomożyciel. Powraca ton II, jak z introitu, melodia spokojnie faluje, trzyma się blisko fa, zatrzymując się na nim w kadencji pierwszej połowy śpiewu, co bardzo go rozjaśnia – Pan jest tym, który wyzwala. Wrażenie rozjaśnienia jest dodatkowo spotęgowane wyprowadzeniem frazy od słów refugium (ucieczką) z niskiego la ku wspomnianemu fa. Jeszcze raz przechodzimy z ciemności do światła, bo przecież Pan nas do niego wezwał, jak opisuje wspaniale Św. Piotr w swoim 1. Liście (1 P 2, 9). Choć nieustannie – jak pisze w dzisiejszej lekcji Św. Paweł – wzdychamy i jęczymy, to mając już w sobie pierwiastki ducha, jakby przebłyski przyszłej chwały, z nadzieją wyczekujemy przybrania za synów Bożych (Rz 8, 23). Choć nasza niedola i grzeszność napełnia nas nieraz przerażeniem, choć trudno nam walczyć z wrogiem, z przeciwnościami i pokusami, choć nie śmiemy spoglądać ku Panu, to z nadzieją przyjmujemy Jego słowa z dzisiejszej Ewangelii skierowane do Szymona: Nie lękaj się! I po raz kolejny gotowi jesteśmy wyciągnąć na ląd nasze łodzie i opuściwszy wszystko iść za Nim.

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij